niedziela, 11 maja 2014

Rozdział 3

-Chciałem osobiście przeprosić- unosi brwi
-Ale ja nie chcę cię widzieć Styles- warknęłam i szybkim krokiem skierowałam się z powrotem na zaplecze, ale on nie ustępował i szedł za mną.
-Hope, możemy porozmawiać?- syczy, jest zirytowany. No i kurwa mać dobrze
-O czym ty chcesz rozmawiać Harry? Wystawiłeś mnie, i koniec bajki.
-Nie mogłem przyjść na spotkanie bo miałem problem z siostrą!- krzyknął na cały sklep, klienci zainteresowani zaczęli patrzeć w naszą stronę
-Czy ty jesteś niezrównoważony psychicznie?! Po pierwsze po co się tak drzesz, ja cię słyszę. Po drugie mogłeś zadzwonić a nie wysyłać jakiegoś faceta
-Po pierwsze, on ma na imię Devid. A po drugie nie mam twojego numeru telefonu- przymrużył oczy
-No tak- trochę mi głupio, za to że się tak na niego rzuciłam- umm... sorki
-Wybaczam, a teraz tak sobie pomyślałem że w ramach przeprosin, mogłaby pani pójść ze mną na kawę.-Serce podchodzi mi do gardła, Harry
Styles po raz kolejny zaprosił mnie na spotkanie, ale tym razem go nie odwoła. Chrząkam, starając się odzyskać kontrolę nad nerwami.
-Mam zmianę- mówię przepraszająco, bawiąc się palcami.
-Spytaj kolegę czy nie mógłby się zastąpić- kiwam głową i idę w stronę Matt'a który układa jakieś ulotki na ladzie
-Matt? Mógłbyś dzisiaj mnie zastąpić?
-Dlaczego?
-Harry Styles zaprosił mnie na kawę.- A on otwiera z niedowierzaniem buzię.Przez chwilę patrzy na mnie ze zdziwieniem, a potem prostuję się. Kiwa niepewnie głową.
-Dzięki- ściskam go.- Gdy podchodzę z powrotem do Styles'a przegląda jakieś płyty w kategorii 'klasyka'.
-Okej, chodźmy na tą kawę- bąkam z niechęci. A on uśmiecha się szeroko.
-Proszę przodem, panno Williams. -  Pokazuje ręką, abym szła pierwsza.Idę środkiem sklepu cała czerwona. Co powinnam powiedzieć? Nagle obejmuje mnie strach.
O czym będziemy rozmawiać? O płytach, czy o zajęciach?
-Obok jest świetna kawiarnia, przejdziemy się pieszo.- Oznajmia. Okej, nie ma problemu. Wychodzimy z budynku i kierujemy się zaledwie przecznicę dalej. Jest tam
kawiarnia o nazwie 'Made in London'. Dość oryginalnie. Chichoczę.
-Co tak panią śmieszy, panno Williams? - Patrzy na mnie jak na psychiczną.
-Nazwa kawiarenki, dość oryginalna.- Patrzę jak i jego kąciki ust unoszą się do góry.
-W rzeczy samej. - Otwiera mi drzwi do kawiarni. Jest tu dość chłodny wystrój. Siwe ściany, na których wisi parę nowoczesnych luster, stoliki i krzesła również jak najbardziej
nowoczesne, w tle leci Lana Del Rey chyba 'Young and Beautiful' uwielbiam jej delikatny głos.
-Wybierz stolik,a ja pójdę po napoje. Na co pani ma ochotę?- pyta uprzejmie
- Poproszę małą czarną. - Uśmiecha się
-Okej, mała czarna. Cukier?
-Nie, dziękuje- patrzę na jego krawat. Kręcę głową, a on udaje się w stronę lady. Siadam przy pierwszym wolnym stoliku i ukradkiem zerkam na pana idealnego. Wraca
do stolika, i siada naprzeciwko mnie. Opuszczam głowę i zerkam na swoje palce.
-Proszę Hope, nie opuszczaj głowy. Lubię na ciebie patrzeć.- Zerkam niepewnie na niego, a on posyła mi uśmiech który nie dochodzi do oczu.
-Przy tobie się krępuje- bełkocze
-Dlaczego? Aż tak cię onieśmielam?- Unosi brwi
-Dokładnie, więc...- Wiedziałam! Nie mamy o czym rozmawiać.
-Matt to twój chłopak?
-Słucham? Nie!- Szybko protestuje. Co mu przyszło do głowy?
-Więc nie masz chłopaka?- Patrzy mi w oczy.
-Nie mam i nie chcę. -Warczę
-Masz rodzeństwo?- Zmiana tematu. Mądrze Styles.
-Mam, młodszą siostrę. Ma 15 lat.
-Gdzie mieszkają twoi rodzice?- Pyta popijając kawę.
-Mój tato zmarł kiedy miałam 11 lat. Moja mama z moją siostrą są we Włoszech, i mojego ojczyma.
-Przykro mi.
-Nie potrzebuje twojego współczucia. -Sycze przez zaciśnięte zęby.
-Nie unoś się tak. -Mruży oczy.
-Teraz ty coś o sobie powiedź.
-Mam młodszą siostrę, mieszka w Londynie. Ma swoją własną linię ciuchów. - Przewraca oczami.
-Musisz być z niej dumny.
-Moim zdaniem, prowadzenie sieci odzieżowej nie jest gwarancją pieniędzy.
-Twoje zdanie, nie moje. - Skończyłam pić kawę, i zaczęłam stukać paznokciami w stół. - Wiesz, chyba muszę już wracać, moja współlokatorka pewnie na mnie czeka.
-Odwiozę cię. - Wstaje z krzesła i zasuwa po sobie. Robię to samo.
-Przyjechałam swoim samochodem.
-W takim razie cię odprowadzę, gdzie zaparkowałaś? - Pyta podając mi rękę, skrępowana łapie ją i tak wychodzimy z kawiarni.
-Pod sklepem, no wiesz muzycznym.- Czerwienie się, Hope! Co się z tobą dzieje?! Szliśmy tak w ciszy na parking, aż doszliśmy do mojego samochodu.
-Okej, dzięki że mnie odprowadziłeś. -Wyjmuje z torebki kluczyki do Eleny.
-To jest twoje auto?! - Syczy, chyba jest zdenerwowany.- To w ogóle jeździ?!
-Tak, Elena jest bardzo bardzo bezpiecznym i wydajnym samochodem.
-Proszę cię, mogę cię odwieźć?
-Nie! Sama pojadę. - Patrze na niego morderczym wzrokiem.
-Dobrze. - Ustępuje mi. - Ale uważaj na drodze, i napisz mi że dojechałaś cała i zdrowa. - Z portfela wyjmuje wizytówkę, i podaje mi ją.
-Okej. - Chowam ją do kieszeni w torebce.
-Dziękuje za kawę. panno Williams. - Uśmiecha się.
-Ja również. - Zerkam na swoje stopy. - Do zobaczenia Harry. - Wchodzę do samochodu i wyjeżdżam z parkingu. Jezu! Co to był za dzień. 

środa, 16 kwietnia 2014

Rozdział 02

Spóźniłam się na kolejne zajęcia. Dzięki Bogu tylko kilka minut, więc niezauważona przez większość studentów, mogłam zająć miejsce na tyle. Dyskusja o spisie lektur obowiązkowych i dopytywanie na temat ostatecznego terminu oddania esejów wypełniły cały czas przeznaczony na te zajęcia.
Co chwila zerkałam na zegarek, obliczając czas do spotkania z Harrym. Co prawda, troszkę się denerwuje. Nie znam go, i nawet nie mam pojęcia o czym mam z nim rozmawiać na tym pieprzonym spotkaniu. Nie mamy wspólnych tematów. Zajęcia ciągnęły się strasznie. Gdy wychodziłam z sali
usłyszałam jak ktoś za mną woła.
-Hope! Hope... no zaczekaj! - odwróciłam się i zobaczyłam Rosalie. 
-Ros! O Jezu! Co ty tu robisz? 
-Mój chłopak tu wykłada. Właśnie od niego wracam. A ty co tu robisz? - lekko mnie przytuliła i musnęła mój policzek.
-Studiuje - pokazałam gestem ręki korytarz. 
-Dawno się nie widziałyśmy. Nie uwierzysz! Pamiętasz Jade ? Tą co w gimnazjum chodziła z tymi kucykami. Jest w ciąży. To trzecie dziecko, to nieprawdopodobne prawda? W tak czesnym wieku i już dzieci, ja to chcę najpierw wyjść za mąż potem może dzieci- no tak, dalej plotkara. Nic się nie zmieniło. 
-No tak, nie do uwierzenia.
-A ty jak, masz kogoś? - uniosła brwi i się uśmiechnęła.
-Nie, nie mam. Na razie nie chce mieć nikogo, studia są ważne. 
-No tak. Co tam jeszcze u ciebie? 
-Wiesz,nie mogę za bardzo teraz rozmawiać. Mam zajęcia - wymieniłyśmy się numerami telefonu. Teraz zajęcia z chirurgii. Ostatnie jak na dziś. Szybkim krokiem skierowałam się do sali. Nikogo nie znałam więc usiadłam na uboczu. Słuchałam naszego wykładowcy, szanowany chirurg z Niemiec. Zajęcia 
tak mnie wchłonęły że nie wiem kiedy się skończyły. Pomału bez pośpiechu wyszłam z sali i skierowałam się przed budynek naszej uczelni. Czekałam dziesięć, piętnaście, dwadzieścia pięć minut. A jego nie ma! Gdy już chciałam kierować się w stronę swojego auta podjechało czarne BMW X3. Z niego wysiadł 
wysoki umięśniony mężczyzna, w czarnych krótkich włosach i zielonych oczach. 
-Pani Williams? Nazywam się David Anderson. Przykro mi ale Pan Styles nie zdąży dziś z Panią wypić kawy. Składa ogromne przeprosiny i prosi o wybaczenie - jego wyraz twarzy nie zdradzał zupełnie nic. 
-No jasne, nie ma problemu. Dzięki Devid- przynajmniej on przyjechał i mnie o tym powiadomił. A ten dupek Styles niech się lepiej do mnie nie zbliża. Bo go dosłownie rozniosę. Co on sobie myśli? Że jest bogaty i wszystko może. Gówno może! Zdenerwowana weszłam do samochodu i od razu skierowałam 
się do domu. Nie mam zupełnie ochoty na nic. A jeszcze mam do pracy na popołudnie. Zaparkowałam pod domem i weszłam do środka. Mendi jest chyba jeszcze na uczelni bo jej nie ma w domu. Szybko się przebrałam w bluzkę roboczą i pojechałam do sklepu muzycznego. To chyba jedyna z moich prac
które w miarę lubię. Cały dzień przy muzyce. Co prawda bolą później trochę plecy, po noszeniu tych wszystkich pudeł. Ale da się wytrzymać. Dzisiejszą zmienię miał ze mną Matt. 
- Co tam młoda?- dał mi kuksańca w bok.
-Nic , a tam emerycie? - klepnęłam go lekko w pupę.
-Możesz mnie nie podrywać, bo jestem pewny że nasz szef by tego nie zaakceptował. A jeszcze jak bym mu powiedział że mnie molestujesz. To byś zupełnie wyleciała z tej pracy. 
-Nie odważyłbyś się. 
-Mały zakładzik, kochanie?- poruszał śmiesznie brwiami. 
-Nie, jesteś nieobliczalny. Lepiej idź obsłużyć klientów. Ja idę poukładać płyty. - Skierowałam się do działu rocka. Włożyłam słuchawki do uszu i zaczęłam układać płyty alfabetycznie. Ja gustuje w ciężkim brzmieniu.  Na przykład Metallica. Ugh! Uwielbiam to! Moja ulubiona piosenka to One. Właśnie leciała 
mi w słuchawkach. I tak oto szybko uporałam się z płytami. Poszłam na zaplecze i zaczęłam układać kartony. Gdy nagle przyszedł Matt.
-Lalka, jakiś typek do ciebie przyszedł 
-Już idę.- Kto to może być? Prawie nikt ze znajomych nie wie że tu pracuje. Ale kurwa niespodzianka! Przy ladzie stał nie kto inny jak jebany pan Styles.
-Czego? - spytałam ostro. 

niedziela, 9 marca 2014

Rozdział 01

Wchodzę do samochodu bez gracji, spokojnie poprawiam lusterko wstecznie i przyglądam się w nim. Nie wyglądam  najgorzej, lekko zarumienione policzki, oczy mocno pomalowane i włosy ułożone w idealnego koka. Przekręcam kluczyk w samochodzie i ruszam w stronę uczelni. Podrzuca mną lekko na drodze prze moje kochane autko. Nie narzekam na Elene, może i jest stara ale jest  bliska memu sercu. To mój pierwszy samochód który kupiłam, za własne zarobione pieniądze. Jestem zdenerwowana, czuje w głowie lekkie pulsowanie po wczorajszym szampanie, to nie był dobry pomysł. Pierwszy dzień na studiach, moje pierwsze zajęcia prowadzi najbogatszy facet w stanie Waszyngton. Jak dobrze zapamiętałam prezes centrali globalnego przedsiębiorstwa Pan Styles.  Nieśmiało wjeżdżam na parking pod szkołą szukając wolnego miejsca. To duży, dziesięciopiętrowy budynek, cały z drewna i stali, fantazja jakiegoś uzdolnionego architekta.  Nad drzwiami, srebrne litery tworzą napis ‘ George Washington University’. Pospiesznie wychodzę z samochody, biorę torbę z tylnego siedzenia i biegnę na pierwszą lekcje. Moja żółta do ziemi spódnica ciągnęła się za mną. Nałożyłam do tego czarną obcisłą bokserkę oraz niebieski naszyjnik. Prezentowałam się całkiem nieźle. Pędem wbiegłam do Sali gdzie wszyscy siedzieli na sowich miejscach. Usiadłam przy chłopaku o imieniu Aidan. Całkiem sympatyczny chłopak a na dodatek przystojny. Jeśli każdy student na moich zajęciach miał wyglądać to byłam w niebie! Miał lekko zarysowaną szczękę, brązowe oczy oraz niezwykle pełne usta.
-Więc mówisz że jesteś wpół Irańczykiem- Pakistańczykiem- i Anglikiem ?- spytałam lekko unosząc głowę.
-To trochę śmieszne ale tak! Moja rodzina jest pokręcona- uśmiechną się lekko, a w jego oczach zaczęły tańczyć małe iskierki – Ale ty też nie jesteś stąd.
-Oh tak. Mój tato był Włochem a mama jest Brytyjką. Przyjechali tu w pogoni za szczęściem – przewróciłam oczami. Proszę was, kto normalny wyjeżdża z UK do byle jakiego miasta szukając szczęścia?
-To dość ciekawe połączenie. Więc co cię sprowadza na kierunek medycyny?
-Hmm… ciężko powiedzieć. Od kiedy byłam mała mama puszczała *ID i ciągle oglądałam tego typu programy, ciekawiłam się tym- wzruszyłam ramionami.
-Cóż no skoro tak- drzwi do sali się otworzyły. Gdy spojrzałam w tamtą stronę stronę, jak Boga kocham szczęka poleciała mi na podłogę.
-Witam wszystkich- gdy odzyskałam z powrotem swoją szczękę, zaszokowana faktem że on był aż tak młody, zakłopotana zaczęłam bawić się swoimi knykciami. Rozejrzałam się po sali, i stwierdziłam z ulgą że nie tylko ja zareagowałam tak na Pana Stylesa, prawie wszystkie dziewczyny na Sali uśmiechały się głupkowato z nadzieją że zwróci na mnie uwagę, przelotnie spojrzałam na Aidana który  pokręcił przecząco głową w geście rezygnacji.
-Nazywam się Harry Styles, będę waszym profesorem do spraw wiedzy współczesnej. Zajęcia mamy 2 razy w tygodniu i liczę że będziecie chodzić na nie regularnie bo inaczej mnie popamiętacie. – Przystojny, bardzo przystojny i na dodatek tak młody. Ubrany jest w elegancki czarny garnitur, białą jedwabną koszulę oraz zielony krawat. Ma niesforne loki, w kolorze ciemnego brązu i błyszczące zielone oczy, których spojrzenie jest hipnotyzujące. Jest wysoki.
-Dobrze więc zaczynamy dziś od tematu społeczeństwa obywatelskiego. Jak wiemy, nasz kraj jest dość dobrym stowarzyszeniem obywatelskim. Działamy bardzo przemyślanie i mamy dość dużo inteligencji by zapobiegać różnym społecznym tragediom- mówi tak płynie, bez żadnego zająknięcia- mamy wiele fundacji charytatywnych… - i wciąż mówił, ale ja nie podzielałam jego zdania, bo przecież jak?
-No nie wydaje mi się- burknęłam pod nosem. Wszystkie pary oczy które znajdowały się w tym pomieszczeniu spojrzały na mnie. Powiedziałam to za głośno?
-Może Pani powtórzyć Panno? – brwi uniósł do góry.
-Williams, Hope Williams- przełknęłam gulę która znajdowała się w moim gardle- Nie zgodzę się z Pana zdaniem, Panie Styles- uniosłam z dumą głowę- jeśli mam porównywać to moim zdaniem nie jesteśmy krajem obywatelskim. Argumentem potwierdzającym moją tezę jest fakt że Stany Zjednoczone nie są społeczeństwem aktywnym. Mamy bardzo mało fundacji, czy nawet i partii politycznych. Wielu z nas nie są otwartymi ludzi na inicjatywny czy różne akcje charytatywne. A jeśli chodzi o frekwencje na wyborach uważam, że te 53% to jest zdecydowanie za mało. Porównując go do np. Francji gdzie jest prawie 85% frekwencji, to Stany Zjednoczone jest na Tyle starym krajem że moglibyśmy spokojnie dopić do 94%.- Skończyłam swój monolog i spojrzałam na Aidana który patrzył na mnie z otwartą buzią.
-Bardzo ciekawa teza Panno Williams. Ale patrząc na to, jak w krótkim czasie możemy zorganizować np. protesty świadczy o tym że jesteśmy zorganizowani- założył ręce na biodra i spojrzał na mnie spod przymrożonych oczu.
-Kolejny argument, wiele osób narzeka na partię polityczną, ale to jest tylko i wyłącznie ich wina za to kto rządzi. Nie wybierają  się na wybory polityczne, bo twierdzą że ich głos nic nie da, ale jeśli pomyśli tak aż 50% z nas, to na pewno nie będzie rządzono krajem tak, jak byśmy chcieli. A najgorsze jest to że, będziemy musieli podporządkowywać się do ich głupich zasad, bo oni nam każą i tak trzeba. A to wszystko wina wybierających, i ich ‘zaangażowania’- ostatnie słowa wzięłam w niewidzialnym cudzysłowie by podkreślić sarkazm. Pan Styles patrzył na mnie z szeroko otwartymi oczami i nie wydusił z siebie żadnego słowa. Lekko potrzasnął głową w geście niedowierzania i znów zaczął prowadzić swoją lekcję, co raz na mnie zerkając. Przez kolejne 40 minut siedziałam i malowałam po sowim zeszycie, bawiłam się palcami albo zaczepiałam Aidana. Po co mam słuchać kogoś kto nie myśli racjonalnie? Gdy zadzwonił dzwonek już miałam wychodzić z sali gdy usłyszałam jego głos.
-Panno Williams proszę o minutkę rozmowy- pokazał gestem ręki bym do niego podeszła. Niepewnym krokiem zaczęłam iść w jego stronę, modląc się bym się nie potknęła. Jak na złość przed jego biurkiem wyleciały mi wszystkie książki.  Schyliłam się szybko by je podnieść, i o dziwo stwierdziłam że Pan Styles również ukucną i zbiera moje książki. Po chwili wstał, w jednej ręce trzymając moje podręczniki, a drugą zaś podał mi, by pomóc mi wstać. Spojrzałam na jego dłoń i skrępowana chwyciłam ją. Gdy stałam już śmiało na nogach odważyłam się spojrzeć w jego oczy. O Mamusiu. Są śliczne, z bliska są jeszcze jaśniejsze, żywsze i tryskają władczością.
-Niezły popis dałaś u Hope- przez jego twarz przemknął cień rozbawienia- jesteś bardzo wyszczekana, jeśli chodzi o wiedzo o społeczeństwo.
-Dziękuje- powiedziałam chrypliwym głosem- Mogłabym w czymś Panu pomóc, Panie Styles?- lekko zakołysałam się na stopach.
-Chciałbym zaprosić Panią na kawę- spojrzał na mnie wzrokiem, które nie akceptuje odmowy- Nalegam.
-Panie Styles, bardzo chętnie lecz mam dziś zajęcia do popołudnia.
-To nic, ja również kończę dziś pracę popołudniu. Mam jeszcze jedne zajęcia, a potem jadę do mojej firmy – uśmiechał się kpiąco- może Pani słyszała Styles Enterprises Holdings?
-Tak, tak słyszałam – przewróciłam oczami.
-Hmm… więc jak Panno Williams wybierze się Pani ze mną na kawę- spytał poprawiając włosy.
-Bardzo chętnie Panie Styles- zarumieniłam się lekko. O cholera! Ja bym chciała przeczesać te włosy, i to bardzo. Jezu, co się ze mną dzieje? Harry Styles działa na mnie zdecydowanie źle. -Mój ochroniarz przyjedzie po Panią po zajęciach- chwycił moją dłoń i ucałował ją lekko- a teraz dowidzenia Panno Williams- uśmiechną się i wyszedł z sali.  O, mój Boże.

Obserwatorzy

Szablon by @Lyvia_x