Spóźniłam się na kolejne zajęcia. Dzięki Bogu tylko kilka minut, więc niezauważona przez większość studentów, mogłam zająć miejsce na tyle. Dyskusja o spisie lektur obowiązkowych i dopytywanie na temat ostatecznego terminu oddania esejów wypełniły cały czas przeznaczony na te zajęcia.
Co chwila zerkałam na zegarek, obliczając czas do spotkania z Harrym. Co prawda, troszkę się denerwuje. Nie znam go, i nawet nie mam pojęcia o czym mam z nim rozmawiać na tym pieprzonym spotkaniu. Nie mamy wspólnych tematów. Zajęcia ciągnęły się strasznie. Gdy wychodziłam z sali
usłyszałam jak ktoś za mną woła.
-Hope! Hope... no zaczekaj! - odwróciłam się i zobaczyłam Rosalie.
-Ros! O Jezu! Co ty tu robisz?
-Mój chłopak tu wykłada. Właśnie od niego wracam. A ty co tu robisz? - lekko mnie przytuliła i musnęła mój policzek.
-Studiuje - pokazałam gestem ręki korytarz.
-Dawno się nie widziałyśmy. Nie uwierzysz! Pamiętasz Jade ? Tą co w gimnazjum chodziła z tymi kucykami. Jest w ciąży. To trzecie dziecko, to nieprawdopodobne prawda? W tak czesnym wieku i już dzieci, ja to chcę najpierw wyjść za mąż potem może dzieci- no tak, dalej plotkara. Nic się nie zmieniło.
-No tak, nie do uwierzenia.
-A ty jak, masz kogoś? - uniosła brwi i się uśmiechnęła.
-Nie, nie mam. Na razie nie chce mieć nikogo, studia są ważne.
-No tak. Co tam jeszcze u ciebie?
-Wiesz,nie mogę za bardzo teraz rozmawiać. Mam zajęcia - wymieniłyśmy się numerami telefonu. Teraz zajęcia z chirurgii. Ostatnie jak na dziś. Szybkim krokiem skierowałam się do sali. Nikogo nie znałam więc usiadłam na uboczu. Słuchałam naszego wykładowcy, szanowany chirurg z Niemiec. Zajęcia
tak mnie wchłonęły że nie wiem kiedy się skończyły. Pomału bez pośpiechu wyszłam z sali i skierowałam się przed budynek naszej uczelni. Czekałam dziesięć, piętnaście, dwadzieścia pięć minut. A jego nie ma! Gdy już chciałam kierować się w stronę swojego auta podjechało czarne BMW X3. Z niego wysiadł
wysoki umięśniony mężczyzna, w czarnych krótkich włosach i zielonych oczach.
-Pani Williams? Nazywam się David Anderson. Przykro mi ale Pan Styles nie zdąży dziś z Panią wypić kawy. Składa ogromne przeprosiny i prosi o wybaczenie - jego wyraz twarzy nie zdradzał zupełnie nic.
-No jasne, nie ma problemu. Dzięki Devid- przynajmniej on przyjechał i mnie o tym powiadomił. A ten dupek Styles niech się lepiej do mnie nie zbliża. Bo go dosłownie rozniosę. Co on sobie myśli? Że jest bogaty i wszystko może. Gówno może! Zdenerwowana weszłam do samochodu i od razu skierowałam
się do domu. Nie mam zupełnie ochoty na nic. A jeszcze mam do pracy na popołudnie. Zaparkowałam pod domem i weszłam do środka. Mendi jest chyba jeszcze na uczelni bo jej nie ma w domu. Szybko się przebrałam w bluzkę roboczą i pojechałam do sklepu muzycznego. To chyba jedyna z moich prac
które w miarę lubię. Cały dzień przy muzyce. Co prawda bolą później trochę plecy, po noszeniu tych wszystkich pudeł. Ale da się wytrzymać. Dzisiejszą zmienię miał ze mną Matt.
- Co tam młoda?- dał mi kuksańca w bok.
-Nic , a tam emerycie? - klepnęłam go lekko w pupę.
-Możesz mnie nie podrywać, bo jestem pewny że nasz szef by tego nie zaakceptował. A jeszcze jak bym mu powiedział że mnie molestujesz. To byś zupełnie wyleciała z tej pracy.
-Nie odważyłbyś się.
-Mały zakładzik, kochanie?- poruszał śmiesznie brwiami.
-Nie, jesteś nieobliczalny. Lepiej idź obsłużyć klientów. Ja idę poukładać płyty. - Skierowałam się do działu rocka. Włożyłam słuchawki do uszu i zaczęłam układać płyty alfabetycznie. Ja gustuje w ciężkim brzmieniu. Na przykład Metallica. Ugh! Uwielbiam to! Moja ulubiona piosenka to One. Właśnie leciała
mi w słuchawkach. I tak oto szybko uporałam się z płytami. Poszłam na zaplecze i zaczęłam układać kartony. Gdy nagle przyszedł Matt.
-Lalka, jakiś typek do ciebie przyszedł
-Już idę.- Kto to może być? Prawie nikt ze znajomych nie wie że tu pracuje. Ale kurwa niespodzianka! Przy ladzie stał nie kto inny jak jebany pan Styles.
-Czego? - spytałam ostro.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz