niedziela, 9 marca 2014

Rozdział 01

Wchodzę do samochodu bez gracji, spokojnie poprawiam lusterko wstecznie i przyglądam się w nim. Nie wyglądam  najgorzej, lekko zarumienione policzki, oczy mocno pomalowane i włosy ułożone w idealnego koka. Przekręcam kluczyk w samochodzie i ruszam w stronę uczelni. Podrzuca mną lekko na drodze prze moje kochane autko. Nie narzekam na Elene, może i jest stara ale jest  bliska memu sercu. To mój pierwszy samochód który kupiłam, za własne zarobione pieniądze. Jestem zdenerwowana, czuje w głowie lekkie pulsowanie po wczorajszym szampanie, to nie był dobry pomysł. Pierwszy dzień na studiach, moje pierwsze zajęcia prowadzi najbogatszy facet w stanie Waszyngton. Jak dobrze zapamiętałam prezes centrali globalnego przedsiębiorstwa Pan Styles.  Nieśmiało wjeżdżam na parking pod szkołą szukając wolnego miejsca. To duży, dziesięciopiętrowy budynek, cały z drewna i stali, fantazja jakiegoś uzdolnionego architekta.  Nad drzwiami, srebrne litery tworzą napis ‘ George Washington University’. Pospiesznie wychodzę z samochody, biorę torbę z tylnego siedzenia i biegnę na pierwszą lekcje. Moja żółta do ziemi spódnica ciągnęła się za mną. Nałożyłam do tego czarną obcisłą bokserkę oraz niebieski naszyjnik. Prezentowałam się całkiem nieźle. Pędem wbiegłam do Sali gdzie wszyscy siedzieli na sowich miejscach. Usiadłam przy chłopaku o imieniu Aidan. Całkiem sympatyczny chłopak a na dodatek przystojny. Jeśli każdy student na moich zajęciach miał wyglądać to byłam w niebie! Miał lekko zarysowaną szczękę, brązowe oczy oraz niezwykle pełne usta.
-Więc mówisz że jesteś wpół Irańczykiem- Pakistańczykiem- i Anglikiem ?- spytałam lekko unosząc głowę.
-To trochę śmieszne ale tak! Moja rodzina jest pokręcona- uśmiechną się lekko, a w jego oczach zaczęły tańczyć małe iskierki – Ale ty też nie jesteś stąd.
-Oh tak. Mój tato był Włochem a mama jest Brytyjką. Przyjechali tu w pogoni za szczęściem – przewróciłam oczami. Proszę was, kto normalny wyjeżdża z UK do byle jakiego miasta szukając szczęścia?
-To dość ciekawe połączenie. Więc co cię sprowadza na kierunek medycyny?
-Hmm… ciężko powiedzieć. Od kiedy byłam mała mama puszczała *ID i ciągle oglądałam tego typu programy, ciekawiłam się tym- wzruszyłam ramionami.
-Cóż no skoro tak- drzwi do sali się otworzyły. Gdy spojrzałam w tamtą stronę stronę, jak Boga kocham szczęka poleciała mi na podłogę.
-Witam wszystkich- gdy odzyskałam z powrotem swoją szczękę, zaszokowana faktem że on był aż tak młody, zakłopotana zaczęłam bawić się swoimi knykciami. Rozejrzałam się po sali, i stwierdziłam z ulgą że nie tylko ja zareagowałam tak na Pana Stylesa, prawie wszystkie dziewczyny na Sali uśmiechały się głupkowato z nadzieją że zwróci na mnie uwagę, przelotnie spojrzałam na Aidana który  pokręcił przecząco głową w geście rezygnacji.
-Nazywam się Harry Styles, będę waszym profesorem do spraw wiedzy współczesnej. Zajęcia mamy 2 razy w tygodniu i liczę że będziecie chodzić na nie regularnie bo inaczej mnie popamiętacie. – Przystojny, bardzo przystojny i na dodatek tak młody. Ubrany jest w elegancki czarny garnitur, białą jedwabną koszulę oraz zielony krawat. Ma niesforne loki, w kolorze ciemnego brązu i błyszczące zielone oczy, których spojrzenie jest hipnotyzujące. Jest wysoki.
-Dobrze więc zaczynamy dziś od tematu społeczeństwa obywatelskiego. Jak wiemy, nasz kraj jest dość dobrym stowarzyszeniem obywatelskim. Działamy bardzo przemyślanie i mamy dość dużo inteligencji by zapobiegać różnym społecznym tragediom- mówi tak płynie, bez żadnego zająknięcia- mamy wiele fundacji charytatywnych… - i wciąż mówił, ale ja nie podzielałam jego zdania, bo przecież jak?
-No nie wydaje mi się- burknęłam pod nosem. Wszystkie pary oczy które znajdowały się w tym pomieszczeniu spojrzały na mnie. Powiedziałam to za głośno?
-Może Pani powtórzyć Panno? – brwi uniósł do góry.
-Williams, Hope Williams- przełknęłam gulę która znajdowała się w moim gardle- Nie zgodzę się z Pana zdaniem, Panie Styles- uniosłam z dumą głowę- jeśli mam porównywać to moim zdaniem nie jesteśmy krajem obywatelskim. Argumentem potwierdzającym moją tezę jest fakt że Stany Zjednoczone nie są społeczeństwem aktywnym. Mamy bardzo mało fundacji, czy nawet i partii politycznych. Wielu z nas nie są otwartymi ludzi na inicjatywny czy różne akcje charytatywne. A jeśli chodzi o frekwencje na wyborach uważam, że te 53% to jest zdecydowanie za mało. Porównując go do np. Francji gdzie jest prawie 85% frekwencji, to Stany Zjednoczone jest na Tyle starym krajem że moglibyśmy spokojnie dopić do 94%.- Skończyłam swój monolog i spojrzałam na Aidana który patrzył na mnie z otwartą buzią.
-Bardzo ciekawa teza Panno Williams. Ale patrząc na to, jak w krótkim czasie możemy zorganizować np. protesty świadczy o tym że jesteśmy zorganizowani- założył ręce na biodra i spojrzał na mnie spod przymrożonych oczu.
-Kolejny argument, wiele osób narzeka na partię polityczną, ale to jest tylko i wyłącznie ich wina za to kto rządzi. Nie wybierają  się na wybory polityczne, bo twierdzą że ich głos nic nie da, ale jeśli pomyśli tak aż 50% z nas, to na pewno nie będzie rządzono krajem tak, jak byśmy chcieli. A najgorsze jest to że, będziemy musieli podporządkowywać się do ich głupich zasad, bo oni nam każą i tak trzeba. A to wszystko wina wybierających, i ich ‘zaangażowania’- ostatnie słowa wzięłam w niewidzialnym cudzysłowie by podkreślić sarkazm. Pan Styles patrzył na mnie z szeroko otwartymi oczami i nie wydusił z siebie żadnego słowa. Lekko potrzasnął głową w geście niedowierzania i znów zaczął prowadzić swoją lekcję, co raz na mnie zerkając. Przez kolejne 40 minut siedziałam i malowałam po sowim zeszycie, bawiłam się palcami albo zaczepiałam Aidana. Po co mam słuchać kogoś kto nie myśli racjonalnie? Gdy zadzwonił dzwonek już miałam wychodzić z sali gdy usłyszałam jego głos.
-Panno Williams proszę o minutkę rozmowy- pokazał gestem ręki bym do niego podeszła. Niepewnym krokiem zaczęłam iść w jego stronę, modląc się bym się nie potknęła. Jak na złość przed jego biurkiem wyleciały mi wszystkie książki.  Schyliłam się szybko by je podnieść, i o dziwo stwierdziłam że Pan Styles również ukucną i zbiera moje książki. Po chwili wstał, w jednej ręce trzymając moje podręczniki, a drugą zaś podał mi, by pomóc mi wstać. Spojrzałam na jego dłoń i skrępowana chwyciłam ją. Gdy stałam już śmiało na nogach odważyłam się spojrzeć w jego oczy. O Mamusiu. Są śliczne, z bliska są jeszcze jaśniejsze, żywsze i tryskają władczością.
-Niezły popis dałaś u Hope- przez jego twarz przemknął cień rozbawienia- jesteś bardzo wyszczekana, jeśli chodzi o wiedzo o społeczeństwo.
-Dziękuje- powiedziałam chrypliwym głosem- Mogłabym w czymś Panu pomóc, Panie Styles?- lekko zakołysałam się na stopach.
-Chciałbym zaprosić Panią na kawę- spojrzał na mnie wzrokiem, które nie akceptuje odmowy- Nalegam.
-Panie Styles, bardzo chętnie lecz mam dziś zajęcia do popołudnia.
-To nic, ja również kończę dziś pracę popołudniu. Mam jeszcze jedne zajęcia, a potem jadę do mojej firmy – uśmiechał się kpiąco- może Pani słyszała Styles Enterprises Holdings?
-Tak, tak słyszałam – przewróciłam oczami.
-Hmm… więc jak Panno Williams wybierze się Pani ze mną na kawę- spytał poprawiając włosy.
-Bardzo chętnie Panie Styles- zarumieniłam się lekko. O cholera! Ja bym chciała przeczesać te włosy, i to bardzo. Jezu, co się ze mną dzieje? Harry Styles działa na mnie zdecydowanie źle. -Mój ochroniarz przyjedzie po Panią po zajęciach- chwycił moją dłoń i ucałował ją lekko- a teraz dowidzenia Panno Williams- uśmiechną się i wyszedł z sali.  O, mój Boże.

1 komentarz:

Obserwatorzy

Szablon by @Lyvia_x